Bardzo lubię tę porę roku, kiedy nie ma już upałów, a i zbyt zimno też nie jest. Wszystko do okoła mieni się cudnymi kolorami - moimi ulubionymi...
Ostatnio się nawet zorientowałam że mój salon jest w kolorach jesieni - bynajmniej nie był to zabieg celowy. Tworzył się etapami... zaczęło się od narożnika w miodowo-zółtym kolorze, potem pomarańczowe (taki jesienny pomarańcz) obicia krzeseł, zielono-pomarńczowo-bordowe zasłony, bordowa (no może ciemno czerwona) wykładzina i na koniec kolor ścian - biała czekolada i imbirowe pole.. Tak jakoś wyszło, koncepcja średnio przemyślana a dla mnie idealna, bo jak już wspomaniałam lubię jesień.
Nie wiem co, ale jest w jesieni coś magicznego...
Z tej magi i pięknych kolorów oraz z tego, że należę do zmarźluchów a w stopy robi się coraz zimniej powstały takie oto kapcioszki - bamboszki.
Materiał leżał w szafie już od dawna, strasznie mi się spodobał ( w oryginale był zasłoną upolowaną w lumpku), niestety przez długi czs nie miałam pomysłu co z niego wyczarować. Aż nadeszły jesienne chłody i znalazł zastosowanie (tzn. niewielka jego część) tym bardziej że jakoś tak jesiennie mi się kojarzy.
A na koniec migawka z poniedziałkowego spaceru po parku.
Przyniosłyśmy do domu siatkę liści z których coś powstało i zapewne jeszcze powstanie, ale o tym innym razem, może następnym....
Pozdrawiam i życze dużo pieknego jesiennego słoneczka ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz