poniedziałek, 13 grudnia 2010

Pierniczki

Od kilku lat, dokładniej chyba trzech szukałam idealnego przepisu na te świąteczne ciasteczka. U mnie w domu raczej się ich nie piekło (a przynajmniej ja nie pamiętam). U nas zawsze były kruche ciastka. Próbowałam już kilku przepisów i wydaje mi się, że znalazłam idealny - na moim ulubionym blogu o pieczeniu, przepis na PIERNICZKI ALPEJSKIE - nie będę go kopiować, tylko podlinkowałam gdyby ktoś miał ochotę spróbować.
Słoik pełen pierniczków już widzieliście - niestety jest już w połowie pusty za sprawą Juleczki. Z piernika powstały też dzwoneczki w ilości oczywiście hurtowej.
Kilka pojedynczych egzemplarzy


I hurtowo

Pomysł na nie wział się oczywiście z internetu, a dokładniej to szukałam jakiś fajnych foremek świątecznych i trafiłam na foremki do robienia dzwonków (zwykłe kółeczka różnej wielkości). Trochę pokombinowałam z wielkościami kółek i mam swoje dzwoneczki.
Powstała też pierniczkowa girlanda do pokoju Julki



I to chyba na tyle w temacie pierniczków.
Gorąco pozdrawiam

wtorek, 7 grudnia 2010

Reniferki

Strasznie mi się spodobały, niestety nie mogłam ich zrobić jak w oryginale na płozach. Takie z patyków do mnie nie przemawiają a inne są raczej niedostępne. Tak że reniferki stoją na własnych nogach - ale i tak sa przeurocze.

Powstały w ilości prawie hurtowej to jest dwa duże i sześć małych (dwa się jeszcze szyją).

Ten należy do Julki i zamieszkał w jej pokoju



Ten jest nasz i stoi w salonie



A tu prawie wszystkie małe, póki co mieszkają sobie w koszyczku i są testowane przez Julkę :)

poniedziałek, 6 grudnia 2010

W klimacie świąt

Tak sobie tworze i tworze, tylko nic nie piszę. A to pogoda do zdjęć nie taka, a to jakoś tak dzień przemknął. 
Zaczynam jednak nadrabiać zaległości. I trzeba zdecydować od czego... może zacznę od komody. Stoi na niej już kilka świątecznych rzeczy. Trochę szybko w tym roku - ale to dlatego, że już 15 grudnia wyjeżdżamy na Święta. Jeszcze się tak nie zdarzyło żebyśmy Święta Bożego Narodzenia  spędzali w domu i mam nadzieję, że takie nie prędko się zdarzą. To są święta rodzinne i tak należy je spędzać. 
Natomiast po powrocie lubię wejść do świątecznie przystrojonego domu. Tak że do tego piętnastego zamierzam ubrać choinkę, rozwiesić girlandy, jedyne co zrobię po powrocie to zawieszę śnieżynkową "firankę"  -przed niestety nie zdążę.
A się rozpisałam - miałam pokazać komodę z kulą z mchu, naszym kaczorkiem (Jarkiem), szyszkową choineczką, słoikiem pełnym pierniczków (tzn. już nie takim pełnym bo Juleczka systematycznie je wyjada) oraz łyżwami


A tu z bliska





Gdyby komuś przypadł do gustu słoik to jest to poprostu duzy słój na przetwory i uchwyt do szafki - potrzebowałam czegoś dużego a gotowe słoiki w takiej wielkości przytłaczają ceną (ten natomiast to niespełna 15 złotych łącznie z kokardką)
Oczywiście nie jest to wszystko co powstało w ostatnim okresie. Będę to dawkować stopniowo, żeby nikt nie zasnął czytając :)

Pozdrwaim cieplutko w te śnieżne dni

środa, 24 listopada 2010

Śnieżynki po raz pierwszy

Jak już pisałam świąteczna manufaktura ruszyła. W tym roku motywem dominującym będą śnieżynki. Odwiedzając różne blogi w tamtym roku jak również i teraz naoglądałam się ich mnóstwo. 
U mnie w tym roku planuję przede wszystkim szydełkowe śnieżynki i w tym poście pokażę pierwszą ich partię - tzn pojedyncze egzemplarze z ok 30 - już po krochmaleniu.

Kolejna partia już się robi, a potrzebuję ich naprawdę dużo - docelowo mają zawisnąć w salonowym nie tak małym oknie, zamiast firanki. W ogóle będą dominować w tym pokoju, nie tylko na oknie, ale też na poduszkach i jako poduszki, na choince (słomiane śnieżynki goszczą na niej już od 2 lat). Miały być też pierniczki - śnieżynki, ale raczej nie w tym roku. Mam tylko nadzieję ze uda mi się to wszystko tak skomponować żeby w salonie nie zrobiło się  zbyt mroźno.

cieplutko pozdrawiam

czwartek, 18 listopada 2010

Wycieczka do lasu

Zachciało nam się wyprawy do lasu - dla zabawy, relaksu, pooddychac swieżym, leśnym powietrzem, posłuchać szumu drzew no i oczywiście po skarby.
Jako że ostatnio trochę padało,  zbieranie szyszek nie miało sensu - zresztą o ile dobrze pamiętam mam jeszcze stare  zapasy (muszę je w końcu sprawdzić w moim magicznym pudełku). Zebrałam sobie trochę mchu i śliczny kawałek kory - trochę spróchniały - ale mam nadzieję że uda mi się z niego wyczarować to co chodzi mi po głowie.
Zgadnijcie co zrobiłam z mchu.... oczywiscie kulę - naoglądałam się tyle pieknych kul z mchu na innych blogach że też mi się takiej zachciało. Tak że - wszyscy mają kulki, mam i ja :)


Niestety nie miałam zielonej nitki co widać na zdjęciu; w rzeczywistości aż tak to się w oczy nie rzuca.
Chciałam też zrobić choinkę, ale nie wystarczy mi na nią mchu, nie chciałam go zbierać za dużo żeby nie wyrzucać no i zebrałam trochę za mało. Ale co tam, choinki zrobię z makaronu lub czegoś innego, a tę resztkę mchu która została wykorzystam razem z korą :)

Posłuży mi jako podstwa świątecznego stroika, a póki co leży sobie na balkonie i czeka na swój czas.

Pozdrawiam cieplutko 
(pomimo ciągle padającego deszczu)

piątek, 12 listopada 2010

Jeszcze jesiennie

Zbierałam się i zbierałam żeby zrobić zdjęcia, żeby napisać i jakoś się tak zebrać nie mogłam. A jednak się udało pomimo ogólnego przemęcznia i natłoku rzeczy oraz spraw - ostatni jesienny post. Co prawda jesień jeszcze trwa, ale żeby zdążyć z ozdobami świątecznymi ich produkcję już rozpoczełam jakiś tydzień temu - o tym w innym razem. 
A teraz moja jesienna serweta na stół, zdjęcia niestety nie są rewelacyjne - ale to światło i w ogóle...


Materiał już dobrze znany + koronka i gotowe.

Pozdrawiam cieplutko

piątek, 5 listopada 2010

Losowanie

Mamy 5 listopada 7:55 już za nami, mója Juleczka skończyła 18 miesięcy i  zagrała sierotkę. Losowanie nie odbyło się bez drobnych komplikacji, wybrać jedną karteczkę dla 1,5 roczniaka to nie lada wyzwanie  - przecież wszystkie są fajne, ale się udało i po długich namowach zdecydowała się oddać wylosowaną karteczkę lali (mamusi nie chciała).
Żeby nie przedłużać  - osobą do której powędrują podkładki jest:

Agnieszka MD

Gratuluje i prosze o kontakt mailowy (entliczkowo@gmail.com) 

Wszystkim biorącym udział bardzo dziękuję i mam nadzięję że czasem do mnie zagladniecie. 
Pozdrawiam :)

sobota, 23 października 2010

Jesienne różyczki

Kilka spacerów zakończyłyśmy ostatnio z Julką z naręczem liści - piękne, kolorowe - trzeba było z nich coś zrobić. Potrzebowałam coś do wazonu, bo suszki które tam były wcześniej już strasznie się sypały - po prawie trzech latach miały prawo. Dlatego na  początek powstał bukiet - nie do końca różany.

A później już bukieciki z listeczkowych róż



I na koniec wianuszek z czymś i różą - nie wiem co to za kuleczki, na pewno nie jest to jarzębina, ale strasznie mi się te krzaczki podobają, a jest ich w moim miasteczku naprawdę dużo - czerwonych i pomarańczowych.



Pozdrawiam  i życzę pięknego słoneczka

piątek, 22 października 2010

Troche fioletu

Kiedyś wydawało mi się że moja sypialnia jest bardzo przytulna... Z czasem stwierdziłam że narzuta i kwiatek na parapecie oraz dywanik - to jednak mało. Zamarzyła mi się firaneczka (z resztą nie tylko, ale póki co to na razie plany). Szukałam czerwonej no i znalazłam fioletowe paski. Jak ją tylko zobaczyłam to wiedziałam - muszę taką mieć. Myślałam i myślałam... bo narzutę mam czerwono-pomarańczową (póki co) - stwierdziłam jednak że fiolety i zielenie wyglądają razem ślicznie. Jedyny problem polegał na tym, że trzeba było ją sobie uszyć, ale podołałam (przynajmniej w swoim odczuciu)

A do kompletu powstała zapinka w formie kwiatka

I od razu zrobiło się ciut przytulniej... :)

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu







A wracając do tematu candy, miałam mały problem - nie zamieszczały się komentarze,  mam jednak nadzieję, że udało mi się go usunąć (mój mąż próbował zamieścić komentarz ze swojego konta i się udało) tak, że wszystkich, którym się to nie udało lub moj dopisek o mailu zniechęcił zapraszam ponownie. Mam nadzieję,że wszystko jest już ok. A jeśli nie to bardzo prosze o info na maila, bo tak głupio coś organizować i nie móc nic z tym zrobić ( aż się coś w człowieku gotuje, tym bardziej że nie wiedziałam w czym tkwi problem i w sumie do końca wciąż nie wiem).

środa, 13 października 2010

Candy

Nie będe szukać jakiś szczególnych powodów, żeby je zorganizować. Myślałam już o nim latem, ale nie wyszło, jakoś się nie złożyło. I pomyślałam sobie, że październik jest idealny - bo to mój szczęśliwy miesiąc. W nim mam urodziny, rocznicę ślubu, w nim pierwszy raz widziałam moją Julkę na USG i w końcu w nim mieliśmy pewność, że z serduszkiem naszgo skarbeczka jest wszystko ok. Jak same widzicie, jest on dla mnie bardzo szczęśliwy i chciałabym się tą radością trochę podzielić w taki nietypowy sposób.
Tak więc oficjalnie ogłaszam pierwsze  

entliczkowe candy

Zasady takie same jak u wszystkich:
  • zostaw komentarz pod postem, jesli nie posiadasz bloga podaj swój mail
  • jeśli posiadasz bloga umieść na nim w pasku bocznym podlinkowane zdjęcie z informacją o candy 
  • i nie wymagane, ale było by miło wiedzieć kto tu czasem zgląda bo wiem, że kilka osób zagląda - dodaj się do obserwatorów 
Zapisy przyjmuję do  
5 listopada do godziny 7:55
  - tak nietypowo, losowanie w godzinach wieczornych :)
A przydało by się jeszcze napisać co można wylosować ;)

Do wylosowania są cztery podkładki pod kubeczki, takie o:

I w wersji na stronkę

 Pozdrawiam cieplutko



Nie przeczę że jestem bardzo ciekawa czy ktoś wogóle się tym candy zainteresuje... a z drugiej strony im mniej osób tym większe szanse;)


Barwy jesieni

Bardzo lubię tę porę roku, kiedy nie ma już upałów, a i zbyt zimno też nie jest. Wszystko do okoła mieni się cudnymi kolorami - moimi ulubionymi... 
Ostatnio się nawet zorientowałam że mój salon jest w kolorach jesieni - bynajmniej nie był to zabieg celowy. Tworzył się etapami... zaczęło się od narożnika w miodowo-zółtym kolorze, potem pomarańczowe (taki jesienny pomarańcz) obicia krzeseł,  zielono-pomarńczowo-bordowe zasłony, bordowa (no może ciemno czerwona) wykładzina i na koniec kolor ścian - biała czekolada i imbirowe pole.. Tak jakoś wyszło, koncepcja średnio przemyślana a dla mnie idealna, bo jak już wspomaniałam lubię jesień.
Nie wiem co, ale jest w jesieni coś magicznego...
Z tej magi i pięknych kolorów oraz z tego, że należę do zmarźluchów a w stopy robi się coraz zimniej powstały takie oto kapcioszki - bamboszki. 

Materiał leżał w szafie już od dawna, strasznie mi się spodobał ( w oryginale był zasłoną upolowaną w lumpku), niestety przez długi czs nie miałam pomysłu co z niego wyczarować. Aż nadeszły jesienne chłody i znalazł zastosowanie (tzn. niewielka jego część) tym bardziej że jakoś tak jesiennie mi się kojarzy.

A na koniec migawka z poniedziałkowego spaceru po parku.

Przyniosłyśmy do domu siatkę liści z których coś powstało i zapewne jeszcze powstanie, ale o tym innym razem, może następnym....

Pozdrawiam i życze dużo pieknego jesiennego słoneczka ...

poniedziałek, 4 października 2010

Groszkowa panienka

Ta panienka już tu gościła... w innym stroju. Kiedy już widziałam do kogo trafi, to stwierdziłam, że strój ma odrobinę niestosowny. Najpierw znalazłam w swoich zasobach materiałowych śliczną granatową szmatkę w białe grochy. Potem wykombinowałam sukienkę, a na koniec do sukienki dołączyła niebieska delikatna koroneczka. A oto efekt:

Jestem z niej bardzo zadowolona - to chyba najlepsza jaką do tej pory uszyłam. Może jednak coś z tego mojego szycia będzie. Choć do wielu z was mi jeszcze bardzo daleko... Muszę popracować nad detalami i szyciem w linii w miarę prostej - ale z czasem na pewno się uda :)

niedziela, 5 września 2010

I już wrzesień

Jakoś ten czas szybko leci... już prawie jesień - lubię tę porę roku, bo pomijając to, że często pada to jest kolorowo. A barwy jesieni bardzo mi odpowiadają... Ale o jesieni może kiedy indziej, gdy nadejdzie, teraz czas pokazać co się działo ostatnio - bo znowu się zaniedbałam...
Przyczyna jedna i podstawowa - przyjechali rodzice, zajęli się Julką, a ja w końcu mogłam porobić w domu rzeczy których przy małym ciekawym wszystkiego dzieciaczku raczej nie da się zrobić, a na które 2 godziny snu szkraba to trochę za mało. Tak że odsprzatałam co miałam odsprzatać, troszkę się też poleniłam. Tak że z robótek nie za wiele, ale jednak coś...
Na początek wspomnienie lata - czyli muszelkowe kule w komplecie (całe trzy już nawet zalakierowane).



Mają być niby do łazienki (jak już ją kiedyś wyremontujemy) - choć kto wie... może zostaną w salonie. Póki co tam mieszkają i jest im tam chyba nieźle, a mi się tam podobają.
A jak już jesteśmy w salonie to pokaże co ostatnio upolowałam na targu :). Śliczne pawie piórka


A tu z bliska


Mam tylko nadzieję, że pani nie oskubała biednego ptaka z jego atrybutu. I tek żeby nie było, ze ja faktycznie nic nie robie to jeszcze coś co jest w trakcie. W sumie nie ukończonych prac nie miałam zamiaru pokazywać, a z drugiej strony to raczej większa praca - przynajmniej dla mnie - i nie wiadomo kiedy skończę. Efekt końcowy oczywiście tez pokażę ;) No ale dobra koniec gadania... tadammmm:




Moja szydełkowa chusta w trakcie robienia - wzór wygrzebany gdzieś w necie (w oryginale jest to wzór na ponczo), włóczka to cieniutki, kremowy moherek. Jestem z niej bardzo dumna i strasznie mi się podoba - będę nie skromna, ale co tam

A i jeszcze na koniec ... przypomniałam sobie - miałam pokazać co wyszabrowałam od mamy.
Pewnie dla większości to nic takiego zwykła guziczki, ale mnie strasznie się podobają, większość z nich ma coś w sobie....



Kończę już bo znowu się rozrósł ten post...

Pozdrawiam i życzę słonecznego niedzielnego juz w sumie wieczoru....

sobota, 21 sierpnia 2010

Po dłuuugiej przerwie

No tak miałam być systematyczna, widoczna na innych blogach i w ogóle a wyszło jak zawsze... Powiedzmy, że wakacje/sezon urlopowy temu nie sprzyjają. Najpierw nie do końca było co pokazać, potem byłam tydzień w Krakowie u rodziców (sama z Julką - w dodatku pociągiem - tylko 7h jazdy ). Jak wróciłam to miałam tydzień na ogarnięcie się i w końcu wczasy nad morzem, naszym polskim. Trafiliśmy i z pogodą i z miejscem. Karwia jest fajna, za to półwysep helski stanowczo przereklamowany - moim skromnym zdaniem. Jedyny minus to brak muszelek - w tych rejonach trzeba na nie polować, albo ja miałam pecha. A ja miałam plany z nimi związane i nawet wielki słój na nie wzięłam i co, no i udało się zebrać garstkę jak wybraliśmy się do Sopotu. Fajnie było ale 11 dni szybko zleciało, a teraz głównie sprzątanie, bo najpierw nam dach remontowali, a teraz klatkę schodową - wszyscy wiedzą co to znaczy robienie gładzi. Na balkonie miałam dosłownie śnieg, a przedpokój jest wiecznie biały- ale co tam przynajmniej będzie się przyjemnie szło tą klatką... No dobra dość już tych wywodów w sumie o niczym. Czas pokazać co się zrobiło w tym czasie, a dokładniej przed wyjazdem nad morze. Zdjęcia nie są idealne, ale robione już jakiś czas temu i na szybko zrzucane przed urlopem, tak że wybaczcie jakość.
Na pierwszy ogień idzie lala- póki co bezimienna siedzi sobie w salonie i czeka na ... jeszcze nie wiem na co lub kogo...


Marzyło mi się też od dawna uszyć torebkę, choć ze względu na rozmiar to raczej torbiszon - naprawdę pojemny - można go traktować jak torbę plażową. Muszę zaznaczyć, że nie jest on tylko moim dziełem. Mama mi pomagała szczególnie jeśli chodzi o wszywanie zamków (tego jeszcze nie próbowałam) no i przy wykończeniu. Za co ogromnie jej dziękuję również tutaj :)







Dla mnie jest idealna i poluje teraz w lumpku na jakiś zamszyk lub eko skórę żeby spróbować swoich sił przy kolejnej torebce - raczej małej, ale kto wie.... hehe
Pokarze jeszcze moje pudełko na koronki zrobione ze skrzyneczki na małe miody pitne. Wystarczyło odwrócić wieczko, nakleić koronkę i gotowe.


Mam jeszcze skrzynkę po winie, która też czeka na przeróbkę.

Miałam jeszcze pokazać moje zdobycze - rzeczy wyszabrowane od mamy, ale to w kolejnym poście bo ten się jakoś strasznie rozrósł i może się okazać że mało kto dotrwał do tego momentu ;)
Pozdrawiam i życzę miłej, słonecznej ale niezbyt upalnej niedzieli...