sobota, 21 sierpnia 2010

Po dłuuugiej przerwie

No tak miałam być systematyczna, widoczna na innych blogach i w ogóle a wyszło jak zawsze... Powiedzmy, że wakacje/sezon urlopowy temu nie sprzyjają. Najpierw nie do końca było co pokazać, potem byłam tydzień w Krakowie u rodziców (sama z Julką - w dodatku pociągiem - tylko 7h jazdy ). Jak wróciłam to miałam tydzień na ogarnięcie się i w końcu wczasy nad morzem, naszym polskim. Trafiliśmy i z pogodą i z miejscem. Karwia jest fajna, za to półwysep helski stanowczo przereklamowany - moim skromnym zdaniem. Jedyny minus to brak muszelek - w tych rejonach trzeba na nie polować, albo ja miałam pecha. A ja miałam plany z nimi związane i nawet wielki słój na nie wzięłam i co, no i udało się zebrać garstkę jak wybraliśmy się do Sopotu. Fajnie było ale 11 dni szybko zleciało, a teraz głównie sprzątanie, bo najpierw nam dach remontowali, a teraz klatkę schodową - wszyscy wiedzą co to znaczy robienie gładzi. Na balkonie miałam dosłownie śnieg, a przedpokój jest wiecznie biały- ale co tam przynajmniej będzie się przyjemnie szło tą klatką... No dobra dość już tych wywodów w sumie o niczym. Czas pokazać co się zrobiło w tym czasie, a dokładniej przed wyjazdem nad morze. Zdjęcia nie są idealne, ale robione już jakiś czas temu i na szybko zrzucane przed urlopem, tak że wybaczcie jakość.
Na pierwszy ogień idzie lala- póki co bezimienna siedzi sobie w salonie i czeka na ... jeszcze nie wiem na co lub kogo...


Marzyło mi się też od dawna uszyć torebkę, choć ze względu na rozmiar to raczej torbiszon - naprawdę pojemny - można go traktować jak torbę plażową. Muszę zaznaczyć, że nie jest on tylko moim dziełem. Mama mi pomagała szczególnie jeśli chodzi o wszywanie zamków (tego jeszcze nie próbowałam) no i przy wykończeniu. Za co ogromnie jej dziękuję również tutaj :)







Dla mnie jest idealna i poluje teraz w lumpku na jakiś zamszyk lub eko skórę żeby spróbować swoich sił przy kolejnej torebce - raczej małej, ale kto wie.... hehe
Pokarze jeszcze moje pudełko na koronki zrobione ze skrzyneczki na małe miody pitne. Wystarczyło odwrócić wieczko, nakleić koronkę i gotowe.


Mam jeszcze skrzynkę po winie, która też czeka na przeróbkę.

Miałam jeszcze pokazać moje zdobycze - rzeczy wyszabrowane od mamy, ale to w kolejnym poście bo ten się jakoś strasznie rozrósł i może się okazać że mało kto dotrwał do tego momentu ;)
Pozdrawiam i życzę miłej, słonecznej ale niezbyt upalnej niedzieli...

2 komentarze:

toia pisze...

nie mam już zdrowia, czemu komentarze nie wchodzą?

toia pisze...

o proszę podziałało, a odnośnie torby bardzo, bardzo szkoda że dobrze nie widać środka